środa, 21 października 2009

Początek

Mamy dzisiaj 21 października. Od dziś zaczynam swoją wielką chińską przygodę. A wiecie, co jest w niej najlepsze? To, że mogę ją przeżyć nie ruszając się poza dom.

No dobrze. Nie do końca tak jest. Przecież muszę kupić mięso. I warzywa. I makaron. I ryż. I sos sojowy. I...

Najogólniej, sprawa wygląda następująco: mam zamiar nauczyć się gotować potrawy kuchni chińskiej. To nie tak, że ja umiem gotować inne rzeczy, a chińszczyzna to po prostu kolejne z wielu potraw. Nie. Ja nie gotowałam jeszcze nigdy wcześniej. Ale dlaczego postanowiłam zacząć akurat od tego?

Pewnego weekendu siedziałam u znajomych. Zaproponowali mi, że mogę zjeść z nimi obiad. Danie chińskie. Mieli gotować je razem z zaprzyjaźnionymi Chińczykami (którzy akurat mieszkają w naszym mieście), ale ci nie przyszli, więc przygotowali je sami. Chętnie przyjęłam propozycję. Koleżanka zapytała się :
- Widelec czy pałeczki?
Trudne pytanie. Przez moją głowę przebiegają tysiące myśli: "Ojej... pałeczki... nie umiem jeść pałeczkami... ale przecież ostatnio dobrze mi poszło... z drugiej strony, jak zacznę nimi się posługiwać, to zajmie mi to pięćdziesiąt minut..." Szybko postanawiam wybrać najbezpieczniejszą opcję. Odpowiedzieć pytaniem na pytanie.
- A wy? Czym wy jecie?
Ona, używając głosu, który mówi : "Nie chce mi się wierzyć, że o to pytasz. Przecież to takie oczywiste!", odpowiada mi :
- My chińszczyznę jemy, rzecz jasna, pałeczkami.
Hehe, otóż, nic nie jest oczywiste ani jasne. Podejmuję szybką decyzję.
- To ja też spróbuję.

Poszło mi całkiem dobrze. Nie oznacza to, że nie miałam żadnych problemów. Na początku koleżanka dokładnie tłumaczyła mi, co i jak. Koniec końców, i tak zrobiłam wszystko po swojemu. Jak zawsze. (I tutaj napotykamy pierwszy kłopot. Skoro zawsze muszę wykonywać swoje zadania w sposób, który według MNIE jest właściwy, to z realizacją przepisów może być niezbyt ciekawie. Ach, ten mój indywidualizm. Nie, nie poddajemy się.) Ostatnie ziarenko ryżu, które jadłam, było już zimne.

Obiad tak bardzo mi smakował, że postanowiłam nauczyć się gotować podobnie. I to jest właśnie moje postanowienie-wyzwanie :
Nauczyć się gotować dania kuchni chińskiej.
Kilka słów o tym, jak wszystko będzie wyglądać :
1. Co dwa tygodnie (nie rzadziej!) będę przyrządzać jedną potrawę.
2. Przepisy będę brać z różnych źródeł (Internet, gazety, w przyszłości być może także jakaś bardziej specjalistyczna literatura...).
3. Każdą ugotowaną potrawę opiszę na blogu (podam składniki, sposób przygotowania, wrażenia, własne sugestie i opis niezapomnianych przeżyć wynikających z kompletnego braku mojej wiedzy o gotowaniu).
4. Co jakiś czas napiszę kilka zdań przybliżających język, kulturę i historię Chin.

A zatem, zapraszam do czytania i częstego zaglądania tutaj. W sobotę wieczorem opowiem o pierwszej potrawie. Prawdopodobnie będzie to wieprzowina słodko-pikantna z warzywami.